Od czasu do czasu lubię sobie “pochodzić” i poczytać co tam ludziska wypisują na grupach na Facebooku. Czasami się uśmieję jak norka, czasami włącza mi się ciekawość, a czasami, przecieram oczy i pytam się świata – jak to jest możliwe?
Doskonale zdaję sobie sprawę, że prowadzenie biznesu online to nie jest bułka z masłem. Zwłaszcza gdy sprzedajesz produkty, które ma w ofercie pół świata. Więc jak tu się wyróżnić? Jak pokazać, że jesteśmy lepsi, fajniejsi, bardziej skuteczni, szybsi….no jak?
Wyróżnić się
Tak! Chcemy się wyróżniać. Być lepsi. Być pierwsi. Stać na podium. Bo co to za atrakcja być tacy jak inni? Zaczynamy się więc zastanawiać, wymyślać różne taktyki, kminić co by tu zrobić inaczej. Jedni decydują się wyróżnić swoją stroną internetową. Inni – social mediami – są fajniejsi w komunikacji, bliżej ludzi, mówią o nich i dla nich. Jeszcze inni – nagrywają podcasty, video albo webinary. I każda z tych dróg jest ok, bo w tym procesie ćwiczymy i kreatywność, i ciekawość, i uważność, i też odporność na niewygodę.
To wszystko o czym wspominam potrzebuje jednak czasu, skupienia, a przede wszystkim poznania tego Kowalskiego i tej Nowak po drugiej stronie ekranu. Ale co robić gdy mi się nie chce? Gdy chcę szybko i bez zbędnych ceregieli? Gdy potrzebuję na już tych leadów, a nie potrafię albo nie mam ochoty z nimi ani rozmawiać, ani ich obsłużyć, ani utrzymywać relacji? I wtedy może pojawić się pokusa szukania dróg na skróty, metod na obudzenie Alladyna, który zdobędzie dla nas zaufanie i lojalność potencjalnych klientów.
Droga na skróty
Tak! Obudźmy Alladyna! Niech spełnia nasze życzenia!
Wpadamy na genialny pomysł wykupienia “złoto znoszącej” usługi w pseudo agencji marketingowej. Takiej co to produkuje komentarze i wystawia pozytywne opinie, wszędzie tam gdzie jestem ja – przedsiębiorca, polityk, lekarz, kierowca itd…czyli np. pod wizytówką business w Googlach, na Facebooku czy Instagramie, w sklepie internetowym, na platformach e-commerce. Pół biedy jak ta agencja wystawia 5 gwiazdek telewizorom, które sprzedaję czy książkom, z mojej księgarni. “Ciekawiej” się robi gdy te opinie dotyczą mojej praktyki lekarskiej czy pracy jako polityk albo nauczyciel (!).
A jaki ma to związek z grupami na Facebooku i moim zaskoczeniem? A no taki, że zupełnym przypadkiem wpadłam na post jednej z pracownic pseudo agencji marketingowej, która z anonimowego konta opisała praktykę jaką się uprawia w jej nowym miejscu pracy. Osoba ta pisze, że ma problem natury moralnej, bo w “agencji” w której pracuje od niedawna przydzielono jej zajęcie pisania opinii i komentarzy. No więc każdego dnia (przez 8 godzin dziennie, 40 godzin w tygodniu, 160 w miesiącu) zakłada na social mediach oraz skrzynki mailowe konta osób które nie istnieją, i z tych profili /kont pisze opinie dla klientów “agencji”. Opinie dobre ma się rozumieć. Ale są też takie, które mają pogrążyć konkurencję. Tak więc z wdzięcznego klienta, zmieniamy maskę i zaczynamy pisać złe rzeczy o produktach / usługach konkurencyjnych. Wszystko gra jak w dobrze naoliwionej maszynie. Klient “agencji” się cieszy, “agencja” też bo pieniądze zarabia, a człowiek od brudnej roboty dostaje swoje wypłaty jak wyrobi limity. A że jest na początku kariery swej, potrzebuje pieniędzy, więc robi tę robotę. Gdzie się jednak pojawił większy zgrzyt? Gdy osoba ta została poproszona o pisanie komentarzy namawiających przeciwko sobie osoby opowiadające się za daną partią, politykiem, radnym. I tu pojawia się pytanie od autorki/a postu – rzucić pracę bo robię niezgodnie ze sobą czy zostać bo rachunki same się nie zapłacą? A ja się pytam: czy ta osoba naprawdę się przyłożyła do szukania pracy? Czy faktycznie wysiliła przy aplikacji? Bo może zgodziła się na pierwszą ofertę, która się pojawiła? Na taką gdzie wymagania są na poziomie “0”? Taką, gdzie nie pytają o to co potrafię? Kim jestem? Bo szkoda na to czasu, gdy za “drzwiami” czekają tysiące podobnych, zastępowalnych.
Zdaję sobie sprawę, że znalezienie pracy nie jest łatwe. Ale gdy się jednak postaramy to znajdziemy coś ciekawszego niż pisanie fake’owych opinii przez 160 godzin w miesiącu? Taką, gdzie nie ma problemów natury moralnej, gdzie dostaję porównywalne wynagrodzenie, ale za pracę tworzącą wartość, a nie puste gwiazdki na Google.
Sprawdzam
No dobrze, ale jak w takim razie mam rozpoznać, że dana opinia jest prawdziwa? Skąd mam wiedzieć czy nie opublikowała jej pseudo agencja? Przyznam, że nie jest to łatwe, jednak są pewne metody.Jak to robię?
Zwykle nie interesują mnie najlepsze opinie, 5 gwiazdkowe, ani też najgorsze – to są skrajności. Natomiast z atencją czytam opinie z 3 gwiazdkami (komu by się chciało wypisywać 3 gwiazdki na zlecenie???mylę się?). Po drugie analizuję czy opinie nie są w tym samym tonie, o tym samym – jeśli tak, to zapala mi się czerwona lampka. A po trzecie – zaczęłam ostatnio testować narzędzie AI do wyłapywania fake opinii w internecie – FAKESPOT. Póki co działa na zagranicznych platformach e-commerce jak Amazon czy Ebay. Nie doszukałam się jednak polskiego odpowiednika, jednak myślę że to tylko kwestia czasu aż takowy powstanie.
A co z opiniami na Social Mediach? Zwłaszcza na Facebooku? Cóż. Podchodzę do większości z ciekawością, a w przypadku mocno kontrowersyjnych opinii sprawdzam po pierwsze profil osoby, która ją napisała (od kiedy jest na FB, ilu ma znajomych, co pisze na grupach), a po drugie – czy taka opinia już się pojawiła gdzieś w internecie i kto ją udostępniał. Taki mały research nigdy nie zaszkodzi.
Bądźmy ciekawi, badajmy, sprawdzajmy, nie łapmy jak czapla wszystkiego co do nas trafia, bo to że ktoś naopowiadał na TikToku, że ziemia jest płaska – nie znaczy że jest prawdą. Prawda? 😉